Poznań, 06.01.2013 r.
Droga Pani Marto!
Nie wiem co dokładnie pchnęło
mnie do napisania tego listu. Może to sms od koleżanki, która jak Pani
ukończyła matematykę (choć nie na Uniwersytecie Warszawskim), wspomnienie mojej
rodzinnej miejscowości, a może to, że spoglądając na mój regalik przez chwilę
zatrzymałam swój wzrok na „Czarach w małym miasteczku”. Nagle poczułam chęć
podzielenia się z Panią moimi refleksjami na temat tej książki, więc przejdę do
rzeczy.
Nudne, małe, brzydkie, szare i brudne
– do takiego właśnie miasteczka trafiłam czytając Pani książkę. Poznałam ludzi,
którym brakuje marzeń. Wrośnięci w prozę życia, starają się brnąć przez nie w myśl zasady „jakoś to będzie”. Nie mają odwagi zmienić siebie i swojego świata,
nie mają odwagi porzucić tego, co tak bardzo ich przygnębia. Poznałam ich
problemy – zwykłe i codzienne, takie, które mogą dotyczyć każdego, takie, które
spotykają ludzi z wielkich metropolii, czy malutkich wsi.
Na
początku wydawało mi się,
że cała książka będzie ponura i melancholijna. Losy mieszkańców budziły we mnie uczucie smutku i przygnębienia. Starałam się „jakoś przebrnąć” przez te opisy obywateli miasteczka, kiedy pojawiła się postać niezwykła. Mała, siwa staruszka, która w tajemniczy sposób wprowadza ogromne zmiany. Miasto pięknieje, wszystkich ogarnia miłość i radość, ludzie są inni, lepsi, jakby zaczarowani… I już przygotowałam się na mdły „happy and”, na szczęście (dla mnie, czytelnika) w miasteczku pojawiła się kolejna bohaterka. Piękna i szykowna Mogiera, ucieleśnienie zła i nienawiści, spowodowała, że książka nie jest „cukierkową opowiastką”.
że cała książka będzie ponura i melancholijna. Losy mieszkańców budziły we mnie uczucie smutku i przygnębienia. Starałam się „jakoś przebrnąć” przez te opisy obywateli miasteczka, kiedy pojawiła się postać niezwykła. Mała, siwa staruszka, która w tajemniczy sposób wprowadza ogromne zmiany. Miasto pięknieje, wszystkich ogarnia miłość i radość, ludzie są inni, lepsi, jakby zaczarowani… I już przygotowałam się na mdły „happy and”, na szczęście (dla mnie, czytelnika) w miasteczku pojawiła się kolejna bohaterka. Piękna i szykowna Mogiera, ucieleśnienie zła i nienawiści, spowodowała, że książka nie jest „cukierkową opowiastką”.
„Powieść zbyt realistyczna, by
była magiczna, i zbyt magiczna, by była realistyczna” – tego dowiedziałam się z okładki i muszę zgodzić się z tym stwierdzeniem. Przedstawiła Pani historie,
które mogą dotknąć każdego, jednak wplątanie w powieść odrobiny czarów i magii spowodowała,
że stała się ona czymś nierealnym, a nawet baśniowym.
Myślę, że czas, który poświęciłam
na przeczytanie tej lektury nie był czasem straconym. Jest „lekka” i przyjemnie
się ją czyta, pomimo dość przygnębiających początkowych opisów.
Pozdrawiam,
Ilona
Ilona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz